
Bieg rzeźnika

Jestem ultraską!
„Musisz być twardy. Nie możesz sobie pozwolić, że Cię rozbije jakaś sytuacja. Zwłaszcza taka, która Cię dotyczy osobiście.” 😜
VII Bieg Rzeźnika to piękny kawał historii! 🐗🐗💥🌧🌡💪🎶
Dystans 84km po górach w Bieszczadach 🙈
Tyle emocji, tyle momentów, które po prostu kształtują Cię na nowo.
To był prawdziwy chrzest bojowy…
Lekko nie było, tym bardziej doceniamy smak wybieganych medali🥇🥇
Najcięższy i najtrudniejszy bieg z jakim przystało Mi się zmierzyć.
W sumie to JEDYNY jak na razie 😁
Pomału do mnie dochodzi co osiągnęłam, pisząc ten tekst mam łzy w oczach, to są łzy szczęścia. Ten bieg pokazał, ile jeszcze pracy przede mną, wiele treningów by być lepszą, by biegać szybciej i efektywniej!
qrf
Jak to się zaczęło?
Pomysł na dystans ultra rodził się wmojej głowie już dawno. Pandemia trochę pokrzyżowała moje plany. Zapłacony bieg 50 km nie odbył się trzy razy. Zrezygnowałam…
Któregoś wieczora w grudniu 2020 roku wpadł mi pomysł, że skoro nie doczekałam 50km to może zrbię coś bardziej przewrotnego? Na story na Instagram wrzuciłam pytanie, czy ktoś miałby ochotę zrobić ze mną Rzeźnika. Długo nie czekałam na pierwszą odpowiedz.
JA JA! Krzyczała Dagmara!
Kim jest Dagmara?
Niesamowita historia poznania, tym bardziej dziś sądzę, że to nie był przypadek…
Dwa lata temu pojechaliśmy po upatrzony motocykl dla naszej koleżanki do Łodzi. Tam czekał na nas ten motocykl, w garażu koleżanki sprzedającej, a więc w garażu właśnie Dagmary. Tam się poznajemy i gadamy jak dawni znajomi. Gdy okazuje się, że jeden z nas ma kapcia w motocyklu, Dagmara z mężem pomagają nam ogarnąć pomoc. Dostajemy kawę i ciacha, oglądamy ich zabytkowe motocykle w garażu i gawędzimy. Oczywiście znajdujemy się na FB i Instagramie. I wiecie co? Okazuje się że kiedyś pod postem dokładnie dwa lata wcześniej, gdy robiłam prawo jazdy na motocykl to właśnie Daga gratuluje mi prawka i życzy szerokości!
Już wiecie kim jest Daga…
I to właśnie Ona odzywa się jako pierwsza… Potem gdy rozmawiamy podczas biegu (a mieliśmy dużo czasu) opowiada, jak to po tym jak zgłosiła chęć biegu w parze, zajrzała do internetu, co to jest RZEŹNIK! Jej zdziwienie było nie małe, gdy okazało się, że to bieg na 84km, a ona w życiu najwięcej przebiegła 10km!
No cóż słowo padło! Mało tego przechodziła właśnie ciężki covid, więc powrót do zdrowia dobrze nie wróżył, a do tego miała kontuzję kolana (Daga jest trenerką personalną i dużo trenuje). Powrót do formy, fizjo, rezonans kolana i zaczyna działać. Krok po kroczku robiła postępy i zwiększała KILOMETRAŻ.
Nagle bach!
Ja biegałam więcej, bo pandemia spowodowała, że nie chodziłam na treningi. I szło nam coraz lepiej, czułyśmy zawiązującą się między nami nic porozumienia. Ustaliliśmy plan działania i treningi. Daga prowadziła nam zajęcia treningowe i biegałyśmy.
I przyszedł ten okropny dzień…
09.02…
COVID dopadł mnie…
Astma i ciężki stan utrzymywał się przez 10 dni. Problemy z oddychaniem spowodowały że 6 tyg byłam zamknięta i moja forma spadła do 0…
Ale ja się nigdy nie poddaje!
Przeszłam szereg badań by być pewna, że mogę zacząć na nowo…
15.03 rozpoczynam ciężką walkę z samą sobą. Spragniona i głodna treningów, musiałam zaczynać bardzo, bardzo powoli i ostrożnie…
Moje płuca cały czas mówiły nie…
Moje tętno szalało…
Moje serducho waliło…
Ale zaczęłam od spacerów i pomalutku wchodziłam na górki. Ostrożnie i z dozą niepewności co będzie. Co tydzień robiłam półmaraton po górkach w sumie wyszło ich 8, a każdy był coraz szybciej i pewniej, do tego treningi z Dagą w tygodniu. Nogi i ciało chciały by więcej, niestety płuca nadal zdecydowanie NIE! Cięzki oddech nie pozwalał przyspieszyć, a gdy tylko próbowałam, mój organizm był TURBO zakwaszony i regeneracja po była wydłużona.
Termin zbliżał się wielkimi krokami…
Podejmujemy decyzję!
Startujemy, ale w przypadku gdy nie będę mogła dalej biec, przerwiemy bieg!
Nadal krok po kroczku, dzień po dniu realizujemy mozolnie plan.
Szło nam coraz lepiej, ale mi do dawnej formy było daleko…
Miesiąc przed startem robimy maraton po górach. Nasz pierwszy wspólny, długi czas razem. Były spadki mocy obu, walczyłyśmy ze zmęczeniem, ale obie nie poddałyśmy się i okazało się, że nasz duet jest doskonały, mimo, że ciała jeszcze nie!
Teraz wiemy na pewno, że zrobimy to choćbyśmy miały nieść jedna drugą!
Nasze wyposażenie
Szykujemy się na całego. Dobieramy ubiór, buty, dostaje skarpety od Grzecha (Compressport Pro Racing Socks V3 Trail U) to one uratowały moje nogi – NIE MIAŁAM ANI JEDNEGO ODCISKA, nogi dodatkowo posmarowałam SUDOCREMEM. Biegniemy w długich getrach, koszulki zmieniamy w zalezności od pory dnia, konieczne czapki z daszkiem, kurtki deszczówki i wiatrówki. Mam ze soba po 1l izotoniku i 0,5 litra wody, żele SIS, DASHRADE, ALE, batony proteinowe i na bazie płatków owsianych, kanapki z avocado, masłem, szynką i serem. Na punktach jemy gorącą pomidorową. Na trasie pijemu po kilka łyków co 15 min a jemy co 0,5 h – COŚ. Grześ robi nam koszulki dedykowane na bieg. To już tradycja 🙂
Nadal w nich chodzimy DUMNIE!
2021.06.03 to ten dzień…
Ruszamy o 3.00…
Niezbyt wyspane i nabuzowane do granic co będzie…
Ale po chwili luzujemy i robi się bardzo przyjemnie.
Świt witamy w górach, jest coraz cieplej. Niesamowite widoki zapierają dech, ale moje płuca to wytrzymują. Nie narzucamy dużego tempa. Błoto wszędzie obecne dodaje nam trudności. Gdzie go nie ma truchtamy i się dobrze bawimy, pokonujemy rzekę (przygotowane worki foliowe), a grzejące słońce dodaje nam energii. Po 20km czyli 4h docieramy do Buziaka (męża Dagi)- nasz support – który szybko dolewa nam płynów do plecaków, dorzuca żele i batony. Daga zmienia skarpetki i buty. Ja nie. Opowiadamy z uśmiechem, że czujemy się doskonale, mamy energię i moc. Dostajemy informację, że 10 min przed nami były chłopaki (na trasie Grzechu biegnie z Marcinem) co dodaje nam mocy, że nie jesteśmy takie wolne 🙂
Pierwsza pętla zaliczona i to w jakim stylu!
Po 8 godzinach i 42km (na maratonie w Szczawnicy było 10h), z uśmiechem na twarzy znów docieramy do naszego supportu! Jakie było nasze zdziwienie, kiedy widzimy naszych chłopaków! Czy my przyspieszyłyśmy czy Oni zwolnili? Fakt po drodze było dużo mnie błota niż wcześniej. Jemy gorąca pomidorową, gadamy, uzupełniamy wode i jedzenie. Daga ma pierwsze odciski. Zmienia buty i skarpetki. Ruszamy na kolejną pętle. Nadal w doskonałych humorach i pełne energii. Wysyłamy story na IG, podziwiamy przyrodę. Nadal tempo nie za szybkie, zegarki pokazuja czas dotarcia na godzinę 21! Jest dobrze. Pogoda wręcz idealna. Słońce grzeje dość mocno jeśli jesteśmy na polanach, ale w lesie jest przyjemnie.
Kryzys…
Do 60km nogi SAME niosły.
Ostatni przepak, Daga zmienia skarpetki i buty, odciski coraz wiekszę i bardziej bolące. U mnie skarpetki i buty z stanie doskonałym, nic nie boli. Ruszamy DALEJ…
Od razu pod górę, ostro i zaczyna zmierzchać. Już wiemy, że zastanie nas noc… Ból ciała zaczyna doskwierać, odciski Dagi dają popalić. Ja od 75 km zaczynam mieć odruchy wymiotne. Mój żoładek nie toleruje już słodkości. Próbuję to uspokoić, ale nie mogę ani jeść, ani przyjmować izotoników. Wody zwykłej brakło mi. Daga ma u siebie w bidonie, więc od niej ssam co jakiś czas. Nie za dużo, bo nadal nudzi.
Nastała ciemna noc…
Daga śpiewa i stuka kijami…
Próbuje odgonić wszechobecne zwierzęta…
Idziemy blisko siebie nie oddalamy się nawet do siusiania…
Okazuje się, że zapomniałyśmy zabrać gazu na niedźwiedzie i strach przyjął wielkie OCZY!
Kryzys wymiotny opanowałam i od 80 km zaczynam przyspieszać…
Już tylko w dół…
Jeszcze 4km…
Ale pod nogami tylko błoto i błoto…
Wpadamy na stadion i zostało ostatnie okrążenie!
Teraz dopiero obie się przyznajemy jakiego miałyśmy pietra!
Docieramy do mety zalane łzami szczęścia o godzinie 00.25!
Po czasie 25 minut…
Ale to nie istotne dla nas!
PONAD 21H w górach!
Ale dałyśmy radę i to się liczy!
Zrobiłyśmy to i jestem z nas dumna‼️
Od euforii i radości po stan kryzysu połączonego z bólem i zmęczeniem, rollercoaster, który pomógł przejść wszystkie przeciwności losu. Taki bieg łączy na zawsze, albo dzieli… Nas połączył z Dagą 👯♀️ idealnie…
Nic w życiu nie dzieje się przypadkiem…
Pogoda była idealna, błoto dało popalić najbardziej. Każdy z mięśni dostał dobrze w kość. Czas przygotowania do tak mocnego biegu trochę za krótki. Covid namieszał w planach, ale udało się i szczęście niesamowite ‼️
Najważniejszy jest PARTNER!
Emocje niesamowite pozostaną w pamięci na zawsze, bo to czego doświadczyłam, to co przeżyłam i to jak musiałam radzić sobie z bólem, zmęczeniem, a przede wszystkim nie być ciężarem dla najwspanialszej i mega wspierającej mnie partnerki biegowej mojej kochanej Dagmary było i jest po nad to, co wydawało mi się, ze była bym w stanie przeżyć ❤️ 🏔️👯♀️
Dzięki Daga za wsparcie i motywację.
Dziękujemy Buziakowi, Kasi, Pawłowi i Agnieszce za fantastyczny Support! Bez nich było by ciężko wszystko ogarnąć!
Gratulacje dla Grzecha i Marcina za fantastyczny czas i pomoc w każdym calu!
Wielkie brawa dziewczyny 👏👏👏
Dziękujemy to było szaleństwo ale w szaleństwie tkwi nasza siła 🔥