
Listopadowy Kasprowy i Czerwone wierchy

Jak My lubimy sobie skopać tyłek!
Tak same i bez przymusu!
Każde 24h razem potrafimy wykorzystac na maxa!
2021.11.11
Środa
Na hasło BETI PRZYJEŻDŻAM, szybko ustalam plan, jak ten czas na maxa zagospodarować!
I tak środa 20.00 lecimy na burgera i piwko, by uczcić spotkanie i omówić plan na czwartek. Celem miał byc Kościelec, ale ostatnie dni padało, a prognozy pokazywały mocne wiatry i koniec końców decydujemy się na Czerwone Wierchy. Trasa łatwa i przyjemna. W domu urządzamy jeszcze pogaduchy i pakujemy potrzebny sprzęt. O 24.00 zmuszamy się do pójścia spać.
Czwartek
Pobudka 4.00. Ja robię śniadanie i kawę, Daga zajmuje się kanapkami herbatką do termosu. Gotowe i 5.00 lecimy po Adę, która tym razem chętna z nami na babski wypad. Trasa mija szybko, łatwo i przyjemnie. O tej godzinie dojeżdzamy z krótkim przystankiem w 1,5h na miejsce.
Góry witają nas przymrozkiem, więc wyubierane po uszy ruszamy.
Idziemy czarnym szlakiem z parkingu Brzeziny przez Psią Trawkę do schroniska w Murowańcu. Tam oczywiście kanapki i herbatka. Rozbieramy się, bo zaczyna nam być dość ciepło. Słoneczko pokazało swoje oblicze. Zółtym szlakiem ruszamy na Kasprowy. Dla każdej z nas to nowa trasa. Widzimy Kasprowy po prawej – zaczyna się wspinaczka. Ludzi coraz więcej na trasie. I robi się coraz cieplej. Słońce już mocno przygrzewa i praktycznie wszystko co możliwe ściagamy z siebie.
Pogoda nas zaskakuje, bo miało wiać mocno, a wieje ciepłym, wiosennym wiatrem. Z tego tez powodu, ubywa nam więcej płynów niż się spodziewałyśmy. Po kilkunastu minutach, oczywiście cały czas gadając zbliżamy się do Kasprowego. Ilość ludzi na szczycie jest ogromna. Nie ma gdzie nawet usiąść i napić się herbaty, więc cyk fota i szybko ruszamy szlakiem na Czerwone Wierchy. Chwilę później znajdujemy miejsce w słońcu i tu spędzamy chwilę ładując węgle i pijąc herbatkę. Pora ruszać dalej. I tak idziemy góra – dół podziwiając widoki Tatr. Byłą tu latem, teraz miałąm okazję zobaczyć te szczyty jesienią, choc pogoda bardziej przypominała późne lato. Wszyscy dookoła porozbierani i spoceni a to przecież połowa listopada!
Trasa w kierunku na Kopę Kondracką jest mega ciekawa. Momentami grań robiła się naprawdę wąska, a teren opadał niemal pionowo co gwarantowało ciekawe i nowe przeżycia. Przestaliśmy się spieszyć i spokojnie cieszyliśmy się drogą. Znalazło się nawet kilka fragmentów, w których wypadało użyć rąk aby zejść czy podejść po skałach, bo od strony północnej skał leżał śnieg i było momentami bardzo ślisko.
Wędrówka przebiegała beztrosko.Wiało ciepłym wiatrem, słońce mocno przygrzewało. W takiej scenerii przemierzaliśmy kolejne wzniesienia, by niepostrzeżenie minąć Goryczkową Czubę – najwyższy szczyt w drodze z Kasprowego na Kopę Kondracką. Nie czuliśmy pośpiechu więc szliśmy naprawdę spacerowym tempem przystając co chwilę na pamiątkowe zdjęcie. Jakieś pół godzinki przed dotarciem na szczyt rezygbujemy z dalszej trasy. Czas biegnie bardzo szybko, a o tej porze ciemno robi się już około 15. Za nami 5h marszu i niemniej trzeba się spodziewać w drodze powrotnej. Dodatkowo Daga musiała wróci do Łodzi, więc ze względu na nią decydujemy o powrocie.
I tak dość szybkim marszem wracamy z powrotem na Kasprowy. Znajdyjemy o dziwo pusty kamien w słońcu i tam znów pałaszujemy nasze samkołyki. Ostatnie łyki herbatki, któa nam została i ruszamy w dół. Pogoda się zmienia, słońce zachodzi, czuć chłód. Ubieramy się i ruszamy dalej. Wchodzimy na część północna i okazuje się, że musimy wyciągnąć raki. Slisko jest tylko jakieś 500m, ale jako jedyne posiadamy taki sprzęt i schodzimy na luzie i bezpiecznie. Reszta koło nas ma na prawdę nie małe problemy by zejsć.
Potem juz szybkim marszem dochodzimy do schroniska, cały czas rozmawiając. Droga mija bardzo szybko. Tu zjadamy obowiązkowo szarlotkę i pijemy herbatę. Wyubierane już zimowo schodzimy do auta. Zastaje nas noc. Daga idzie natył by się przespać przed trasą, a my z Adą… Dalej gadamy!
10h w trasie…
25km po Tatrach
Rozgadane cały czas…
Towarzystwo idealne 🙂
Po raz kolejny góry pokazały swoje oblicze. Zaskoczyły nas w listopadzie letnią pogodą i znów potwierdził się fakt, że trzeba się ubierać na cebulkę i byc gotowym na każdą pogodę. Rozebrane do staników, poprzez ubranie wiosenno-jesienne, po zimowe ubieranie raków na śniegu. Wykorzystałyśmy dosłownie wszystko co miałyśmy! Buty mimo obaw też dostosowałyśmy idealnie. Jedyne czego nie przewidziałam to czapki z daszkiem… Całe życie człowiek się uczy – bierz wszytsko na każda pogodę! Jedzenia też miałyśmy idealnie – wszystko ładnie zjedzone plus obowiązkowa szarlotka (bez tego ani rusz).
Jaki był mój ekwipunek?
Każdy ma inne tolerancje na ciepło i ubiera się po swojemu. Na to wyjście ubrałam getry (lulusport.pl ) , na nie miałam spodnie z gore tex, buty do biegadania columbia.com i grube skarpetki nessi-sport.com , sportowy biustonosz obowiązkowo, koszulka termo, na to bluza wkobieciesila.pl Na wierzch kurtka gore tex. Czapki dwie, cienka i gruba (brakowało z daszkiem), rękawiczki cienkie i grube, komin cienki, raczki. Plecak 35kg a w nim: 5 kanapek z masłem, pomidorem, serem żółtym i roszponką, 2 termosy z gorącą herbatą i sokiem malinowym, 2 żele dashrade.com , snickers plus baton z płatów owsianych. Obowiązkowo okulary słoneczne, powerbank i kabel do ładowania telefonu, gotówka.
Każde wyjście w góry to jakaś magia. Urzekają, nie ważna jaka pora roku i jaka pogoda. Przyznaję, że późną jesienią nie chodziłam za dużo, teraz nadrabiam. Obiecałam sobie, że raz w miesiącu będę w Tatrach. A w tym miesiącu jestem już 2 raz! i Gdybym mogła została bym na dłużej, albo była tu częściej! Tu jest magia… Tu nabieram sił i energi na długi czas…
Jak Ty pięknie opisujesz 🤩🤩 chce więcej 😅🔥🔥💪💪
Wiesz, że będzie tylko więcej i więcej 🙂
Ależ cudna wyprawa 😍
Dziękuję Ania. Takie babskie wypady mają moc 🙂
Jak cudnie…czuje jak bym tam była😗dziekuje🥰
I kiedyś będziesz 🙂